Jak zapewne wiecie (lub jeszcze nie) lubimy zmiany i szybko nudzimy się we wnętrzach. Nasz salon wydawał się być skończony po ostatniej metamorfozie z tkaninami Dekorii, ale po 1,5 miesiąca dopadła nas kolejna zachcianka i plan o przerwie w malowaniu legł w gruzach. Już od dłuższego czasu chodził nam po głowach nowy kolor na ścianie, ale broniliśmy się rękami i nogami, aby podziwiać go tylko na zdjęciach u kogoś. Był to kolor, którego kiedyś nie tolerowaliśmy, więc z biegiem czasu musieliśmy się przekonać. O jaki chodzi?
Tak wyglądał salon jeszcze 2 tygodnie temu:
W trakcie przygotowań:
…oraz w trakcie dylematów 😉 Jak widzicie, wybór z tej palety nie jest łatwy.
Źródło zdjęcia: farby-dekoracje.pl
Wybór padł na ciemną zieleń. Nie jest to zwykła butelka. Jej kolor zależny jest od światła i pory dnia. Ma w swoim składzie odrobinę niebieskiego barwnika, przez co czasem może wyglądać na turkusowy. Zależało nam na głębokiej głębi koloru, dlatego z doświadczenia i dobrych wspomnień z sypialnią i jej malowaniem, zdecydowaliśmy się na ponowny wybór farb Benjamin Moore. Tym razem wybraliśmy Aurę (odcień tucson teal – 2056-10), która ma rewelacyjne krycie, jest odporna na ścieranie i daje delikatne wrażenie satyny.
Nowy kolor idealnie komponuje się z beżami i bielą. Postanowiliśmy zatem zrobić mały miszmasz i podmieniliśmy zasłony w sypialni z tymi w salonie. Teraz jest teraz więcej beżu, a ściana bardzo dobrze kontrastuje z resztą otoczenia.
Tym razem do pełni szczęścia brakuje nam jeszcze grafik na ścianie. Jakich? Sami jeszcze nie wiemy, ale postaramy się Was zaskoczyć nowościami ✌️
Co Wy sądzicie na temat nowego koloru? Dobry wybór? 👍 /👎